W takich sytuacjach najczęściej mówi się, że śmierć zabrała ich za szybko, że tyle jeszcze mogli stworzyć, napisać, ale w tym przypadku tak rzeczywiście jest. Gdyby żył, obchodziłby w tym roku osiemdziesiąte urodziny. Dopiero! Jonasz Kofta (28 listopada 1942 – 19 kwietnia 1988) – po prostu artysta. „Jego portret” Piotra Derlatki to pierwsza kompletna biografia tego niezwykle inteligentnego człowieka, piekielnego ironisty, przede wszystkim poety piosenki. W wielu z nas samo przypomnienie jego nazwiska wywołuje falę wspomnień, pamięć odnajduje dawne wzruszenia, miniony czas zabawy i refleksji. Był gwarantem, że piosenka nawet najbardziej popularna, miała tekst. I to jaki! Bo jak mawiał żartobliwie: „na dobrym rymie wszystko się trzymie, poezjo jak masz na imię”. A na poważnie: „Poezja nie jest profesją. Jest tylko, tak jak wyższa matematyka, jednym ze sposobów odbioru świata. Profesją jest natomiast tzw. tekściarstwo. Może być ono – w zależności od talentu – galanterią z tworzyw sztucznych lub rzemiosłem artystycznym. Piosenka klasy B jest niezbędna i nie wymagam od niej, ażeby dostarczała wielkich przeżyć. Natomiast żądam, aby nie sprzedawała mi <<jablonexów>> jako brylantów, żeby nie chciała być czymś więcej niż dobrą piosenką”. No właśnie. Boomersi, czyli ci mniej więcej z przedziału 50+, pamiętają doskonale, że wstawanie wczesnym rankiem wiązało się z wysłuchaniem piosenki, zaczynającej się od słów „jak dobrze wstać skoro świt”. Może i dobrze, ale nam się robiło niedobrze. Jako rekompensatę dostaliśmy to piękne wyznanie, które padło podczas niezapomnianego koncertu w Opolu: : „ Skłamałem. Napisałem tekst „Radość o poranku”, ale rozkosze rannego wstawania są mi głęboko obce. Żadna siła, poza wyższą koniecznością nie jest mnie wstanie ściągnąć przed jedenastą rano. A więc skłamałem i gdybym ja przewidział, że tą „Radością o poranku” szerokie rzesze Polaków będą nękane co rano na dzień dobry pierwsza zmiano, to bym nigdy tego nie zrobił”. Ale spod jego ręki wyszły też teksty, których urody nic nie jest w stanie przygasić. Tak jest na pewno z piosenką „Pamiętajcie o ogrodach”. Były utwory lekkie, jak nieśmiertelny wakacyjny przebój z blondynką w tytule, ale były też bardzo serio, w których definiował samego siebie i manifestował wierność wartościom, które nie podlegały dyskusji: wewnętrzna wolność, niezależność, dystans do świata, niechęć do uładzonego, zrytualizowanego życia, obalanie konwencji, drwina z przeciętności i kultu rzeczy, bycie w drodze. Jak w rzeczywistości wyglądało jego życie, z czym się zmagał, jak zapamiętali go przyjaciele? Z pewnością wymykał się wszelkim klasyfikacjom i jaki był naprawdę, tego chyba nie wie nikt. Może trochę Piotr Derlatka. Zapraszamy do lektury. Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (KH)